Michał Latoś: Panthers Wrocław wyróżnia przede wszystkim wizerunek [WYWIAD]

1 rok temu | 07.03.2023, 07:35
Michał Latoś: Panthers Wrocław wyróżnia przede wszystkim wizerunek [WYWIAD]

Mówiąc o najciekawszych organizacjach sportowych w Polsce, zdecydowanie należy wymienić klub sportów amerykańskich z Dolnego Śląska. Panthers Wrocław nie tylko reprezentują Polskę w European League of Football – prestiżowych rozgrywkach w futbolu amerykańskim, ale grają również w softball, lacrosse i ultimate frisbee, a ich cała organizacja liczy ponad 350 członków. Co umożliwia klubowi tak dynamiczny rozwój? Jaką rolę odgrywa w życiu organizacji jej właściciel – Jacek Tarczyński? Dlaczego firmy decydują się na współpracę z Panthers Wrocław? I z czym wiąże się zarządzanie tak potężną organizacją? O te i inne kwestie zapytaliśmy Michała Latosia – prezesa wrocławskiego klubu.

Filip Skalski: W jakiej fazie przygotowań do sezonu European League of Football znajdują się obecnie Panthers Wrocław?

Michał Latoś: Aktualnie odbywamy pierwsze przedsezonowe campy, na miejscu we Wrocławiu jest już niemal cały sztab szkoleniowy. Zawodnicy zza granicy przylecą do nas w ostatni tydzień kwietnia, a w maju rozpoczną treningi z całą drużyną – zgodnie z ligowym regulaminem. W międzyczasie odbędziemy jeszcze wyjazdowy obóz w Wałbrzychu. Pierwszy mecz – domowe spotkanie z Hamburg Sea Devils – rozegramy 3 czerwca na Stadionie Olimpijskim.

Jesteście zadowoleni z pracy sztabu szkoleniowego? Co wniósł do zespołu Dave Christensen – nowy trener główny?

Dave Christensen do świetny fachowiec o niesamowitym futbolowym doświadczeniu, które zdobył w trakcie 30 lat szkolenia zawodników pierwszej dywizji NCAA. Jest u nas kilka miesięcy, a już wprowadził do klubu wiele pozytywnych zmian. Z naszej perspektywy zdecydowanie jest osobą, której możemy zaufać.

To pierwszy raz, gdy sięgnęliśmy po trenera spoza naszej sieci kontaktów, proces jego poszukiwania był wyjątkowo skomplikowany. Christensen przeszedł przez cztery etapy rekrutacji – rozmowę ze mną, dyrektorem sportowym, koordynatorem defensywy i – co kluczowe – właścicielem naszego klubu, Jackiem Tarczyńskim. Musieliśmy mieć pewność, że nasza wizja jest spójna. Wspólnym mianownikiem okazał się cel, czyli chęć zdobycia mistrzostwa Europy.

Christensen to trener z najwyższej półki – co skłoniło go do przyjazdu do Wrocławia?

Tak bezpośrednio to jego żona. To ona pomogła mu w podjęciu ostatecznej decyzji, pytając, nad czym w ogóle się zastanawia – przecież – jak sama to określiła – „przez dwa lata na emeryturze nie wie, co ze sobą zrobić”. Christensenowi odpowiadało również nasze nastawienie – jego pierwszym pytaniem do nas, było to, czy naprawdę chcemy zdobyć mistrzostwo, a drugim, czy jesteśmy w stanie zrobić wszystko, aby to osiągnąć. Również porządek naszej organizacji przypadł mu do gustu – wiedział, że nie będzie musiał sam rekrutować zawodników, bo za dostarczenie mu najlepszego pakietu graczy odpowiada Jakub Samel – nasz dyrektor sportowy. Oprócz tego był oczywiście pod wrażeniem naszego stadionu, całej bazy treningowej we Wrocławiu, jak i samego miasta. Kluczowym czynnikiem była jednak determinacja naszego właściciela, który zadeklarował, że zrobi wszystko, aby osiągnąć wspólny cel.

Czy zakładając klub w 2013 roku, mieliście jakieś wyobrażenia o tym, jak organizacja powinna funkcjonować dekadę później?

Ja wówczas nie przewidziałbym nawet tego, że nadal będę działać w futbolu amerykańskim. Naszym celem od zawsze była jednak rywalizacja z najlepszymi w Europie i wygrywanie z najsilniejszymi rywalami. Marzenie, które mieliśmy od początku i które skłoniło nas do utworzenia Panthers Wrocław to była po prostu chęć, aby stać się dominującą siłą w Europie – i do tego zawsze dążymy.

Patrząc przekrojowo, nasz rozwój widać gołym okiem. W pierwszym roku działania cały nasz klub mieścił się w busie Iveco. Dzisiaj mamy własne biuro, gabinet fizjoterapii, trzy magazyny, dwie siłownie, szatnie, a nawet melexa. I to wszystko na przepięknym Stadionie Olimpijskim w cudownej lokalizacji na Wielkiej Wyspie we Wrocławiu.

Gdybyście mieli porównać się do innych czołowych europejskich drużyn, czy jest coś, czego Wam jeszcze brakuje?

Czasu – tylko tego nie jesteśmy w stanie nadrobić. Odwiedziłem wiele europejskich organizacji, widziałem, jak funkcjonują od środka, następnie się na nich wzorowaliśmy. Takie porównywanie się zawsze popychało nas do przodu i dzisiaj jesteśmy w europejskiej czołówce. Sportowo niekwestionowanie należymy do pierwszej dziesiątki całego kontynentu, a organizacyjnie być może nawet do pierwszej piątki.

Jak już zostało wspomniane – właścicielem Panthers Wrocław jest Jacek Tarczyński – twórca marki Tarczyński. Jak duży wpływ na rozwój klubu ma jego zaangażowanie?

To właśnie fakt, że mamy właściciela, jest moim zdaniem najważniejszym czynnikiem, dzięki któremu możemy być tak rozwiniętą organizacją. Jest to również rzecz, która zdecydowanie odróżnia nas od innych klubów – amerykański model prowadzenia klubu sportowego z jednym, prywatnym właścicielem, żywo zaangażowanym w funkcjonowanie organizacji. Podobnych podmiotów można szukać w Polsce ze świecą – najczęściej kluby sportowe są w rękach wielu współudziałowców lub samych miast, albo jednego i drugiego. 

Z jakimi wiąże się to możliwościami?

Ciężko znaleźć kogoś o lepszym zmyśle do prowadzenia organizacji od biznesmena takiego formatu, jakim jest Jacek Tarczyński. Jego doświadczenie ze świata biznesu zdecydowanie pozwala również nam lepiej funkcjonować – przede wszystkim właśnie pod kątem biznesowym. Tego aspektu nie da się tak po prostu nabyć, to 30 lat doświadczenia. Nie raz, gdy ja próbowałem iść w określoną stronę, on przekonywał, że będzie inaczej niż przypuszczam i zawsze miał rację – tu chodzi o czucie biznesu. Poza tym, dzięki zaangażowaniu tak potężnej marki, jaką jest Tarczyński, drzwi każdej innej firmy również są dla nas otwarte. Możemy pójść do dowolnego dyrektora, dowolnej marki w Polsce i nawiązać kontakt.

Czy inne kluby w European League of Football działają w podobny sposób?

Absolutnie nie. W Niemczech każda z drużyn ma dużą liczbę współudziałowców – tam nie ma jednej osoby, która rządzi. Wyjątkiem mogą być Raiders Tirol z Austrii, w których zaangażowana jest rodzina Swarovskich. U nas jedynym, stuprocentowym udziałowcem jest Jacek Tarczyński – to on jest szefem. Z kolei w innych ligach drużyny najczęściej funkcjonują dzięki wsparciu miast albo liczba ich współwłaścicieli jest duża i często się zmienia.

Jak wygląda codzienna współpraca na linii właściciel – prezes?

Jesteśmy w ciągłym kontakcie. Jacek Tarczyński jest żywo zainteresowany tym, co się u nas dzieje. Osobiście raportuję mu nasze działania, odbywamy również liczne spotkania, w trakcie których dyktujemy o rozmaitych rzeczach związanych z rozwojem organizacji – rysujemy nasz plan i wizję na kolejne lata. Pan Tarczyński to osoba o dłuższym doświadczeniu w biznesie od mojego wieku, a ono z kolei bardzo mocno przekuwa się na funkcjonowanie w sporcie.

Czy właściciel, sponsorzy i partnerzy Panthers Wrocław widzą wymierne, biznesowe rezultaty swoich inwestycji?

Oczywiście, choć to zawsze jest trudne do zmierzenia – inwestycja w sport to inwestycja w emocje, my sprzedajemy coś nienamacalnego. Wszystkie firmy, które nas wspierają, tworzą jednak coś na wzór klubu biznesu, który jest częścią Panthers Wrocław. Nasi partnerzy dobrze się znają i już nie raz z rozmów na naszym meczu wyniknęły deale czy nowe kierunki, które mogły zaistnieć, tylko dzięki temu, że te osoby spotkały się osobiście. Między innymi z tego powodu większość firm jest z nami przez długi czas – raczej nie zdarza się tak, aby ktoś wszedł w nasz klub i wyszedł z niego po roku. Oczywiście oprócz tego wszystkim naszym partnerom dostarczamy również raporty wskazujące ekwiwalent reklamowy, jaki dla nich wygenerowaliśmy, a ten jest bardzo atrakcyjny.

350 ludzi, 4 dyscypliny sportu, 10 różnych sekcji – dzięki czemu możliwy jest tak szeroki rozrost organizacji?

Chcemy, aby Panthers Wrocław byli hubem sportów amerykańskich. To jest nasza wizja wykreowana wspólnie z właścicielem. Sekcje, które do nas dołączyły, same chciały znaleźć się pod naszymi skrzydłami, ale ich uruchomienie nie byłoby możliwe bez osób zaangażowanych w klub. 

Każda sekcja ma swojego koordynatora i trenerów, oprócz tego są też osoby pracujące w biurze. Cała nasza organizacja jest zbudowana na wzajemnym szacunku oraz przede wszystkim pasji – tu każdy jest zafiksowany na punkcie sportu i to właśnie ta pasja powoduje, że cały czas idziemy do przodu – nikt nie traktuje tego, jak pracę na etacie, czy coś, co po prostu musi robić. Każdy jest maksymalnie zaangażowany, choć większość z nas zaczynała jako wolontariusze.

Jak Wy wszyscy mieścicie się na tym Olimpijskim?!

Jesteśmy świetnie zorganizowani. Jednym z naszych narzędzi, aby to wszystko poukładać, jest aplikacja ProTrainUp, dzięki której spinamy wszystkie dyscypliny w jednym miejscu. Dużym udogodnieniem jest wbudowany klubowy kalendarz, w którym możemy rozplanować treningi wszystkich drużyn. Mogą z niej korzystać zarówno pracownicy biura, trenerzy, koordynatorzy sekcji, jak i sami zawodnicy.

Jeżeli chodzi o treningi i mecze, korzystamy oczywiście ze Stadionu Olimpijskiego, znajdującej się na nim siłowni, jak i pobliskiego boiska do softballu czy Pól Marsowych. Wszystkie aspekty organizacyjne kontrolują osoby pracujące na pełny etat w naszym biurze.

Jakie korzyści widziały drużyny softballu, lacrosse czy ultimate, wchodząc pod skrzydła Panthers Wrocław?

Z pewnością przede wszystkim fakt, że wchodzą do stabilnej i dobrze zarządzanej organizacji. To właśnie jest coś, co bardzo wyraźnie wybrzmiewa na zewnątrz – sport niszowy, ale prowadzony niczym firma – w sposób zorganizowany i profesjonalny. Do tego oczywiście nasza baza treningowa oraz meczowa, jak i możliwości biznesowe.

Jednocześnie drużyny te znajdowały się na etapie, w którym szukały możliwości wskoczenia o poziom wyżej – dokładnie tak samo, jak my kilka lat wcześniej, a pójście przetartą ścieżką zawsze jest łatwiejsze. Taki układ odpowiada również miastu, które woli, aby sporty niszowe były skupione pod jednym podmiotem, a nie były rozbite na wiele mniejszych.

W jaki sposób przekonujecie potencjalnych sponsorów? Co odróżnia Was od innych klubów?

Przede wszystkim wyróżnia nas wizerunek – nie sprzedajemy twarzy czy nazwiska, tylko amerykańską kulturę, emocje, wizerunek połączony z futbolowym kaskiem, pałką do softballu czy kijem do lacrosse. Druga sprawa to to, że jesteśmy unikatowi w skali Polski i wciąż jawimy się jako klub „egzotyczny”. Chodzi również o sposób, w jaki kreujemy  nasze social media czy o liczbę zaangażowanych zawodników i zawodniczek, a więc naszą armię influencerów, którzy mogą dbać o ekspozycję partnerów. Do tego jesteśmy elastyczni i otwarci na rozmaite, innowacyjne akcje marketingowe – nie odcinamy kuponów, zawsze staramy się wymyślić coś nowego, aby trafić do kibiców.

Czy zgodziłbyś się, że rywalizacja w lidze europejskiej to rynkowy game changer?

Zdecydowanie tak. Co tydzień gramy z klubami z największych europejskich metropolii, również nasz obiekt jest jednym z najpiękniejszych w Europie. Skłamałbym, mówiąc, że nie podnieca mnie bardziej granie z Frankfurtem Galaxy na pełnym stadionie niż wyjazd na któryś z polskich orlików.

To również z pewnością zdecydowanie nas wyróżnia, a z drugiej strony dla partnerów z Polski i zagranicy stanowi szansę, aby zaistnieć na innych rynkach, jak i na odwrót. Jesteśmy widoczni m.in. w Niemczech czy Austrii – generalnie nasze mecze można śledzić w 12 różnych telewizjach, w tym również polskiej. Nasza ekspozycja w ciągu meczu rozciąga się na ponad trzy godziny, w trakcie których dajemy firmom wiele możliwości, których nie mogą otrzymać w innych sportach, aby trafić do widzów.

Czym z perspektywy kibica różnią się Wasze mecze od innych sportów?

W piłce nożnej przychodzisz na mecz, ustawiasz się w potwornie długiej kolejce, żeby kupić piwo czy hot doga, potem wracasz na trybuny, słyszysz trochę bluzg i obelg, więc zatykasz uszy swoim dzieciom. Na samym meczu panuje cisza, rzadko kiedy może usłyszeć muzykę, tym bardziej komentarz, a dodatkowo – zwłaszcza w polskich warunkach – poziom widowiska najczęściej również zawodzi.

Przychodząc na mecz futbolu amerykańskiego, możesz kupić znakomite dania w strefie food trucków, zdobyć meczowe pamiątki, sprawdzić atrakcje przygotowane przez partnerów, pozwolić na zabawę dzieciom w specjalnej strefie rozrywki dla najmłodszych – i to wszystko na wiele godzin przed startem spotkania. Po meczu jest możliwość, aby spotkać się z zawodnikami czy przybić piątkę podczas zejścia do szatni. W trakcie samego spotkania oprócz sportowego widowiska na najwyższym europejskim poziomie, czas umila muzyka puszczana przez DJa, pokazy cheerleaderek, oryginalne konkursy czy profesjonalny komentarz. To wszystko najczęściej przy pięknej aurze, bo nasze mecze rozgrywamy latem.

Czy w rozwoju sekcji żeńskich również widzicie szansę dla partnerów i sponsorów?

Z pewnością – choćby ze względu na różnorodność. Nasze dziewczyny tworzą bardzo mocne ekipy, a oprócz tego grają również w reprezentacji Polski i mają na koncie znaczne sukcesy. Jest to również ta piękniejsza strona Panthers Wrocław. Uważamy, że takie sporty jak softball, lacrosse czy frisbee to dyscypliny, które bardzo do nas pasują, również mogące być odpowiedzią na potrzeby partnerów, którzy np. chcieliby znaleźć się ze swoim logo na koszulce meczowej, ale niekoniecznie sekcji futbolu amerykańskiego, a jednak drużyn, które także osiągają bardzo wysokie wyniki – np. nasze softballistki to wielokrotne mistrzynie Polski i również jedna z czołowych drużyn w Europie.

Gdzie można oglądać mecze Panthers Wrocław? Kim są Wasi kibice?

Prowadzimy zaawansowane rozmowy, aby nasze spotkania ponownie można była oglądać w telewizji. W Polsce nasz mecz może wygenerować oglądalność na poziomie 30 000 widzów, a w Niemczech to samo spotkanie śledzi 300 000 kibiców. Jako Panthers Wrocław mamy bazę fanów nie tylko w kraju, ale również za granicą, co także jest korzystne dla naszych sponsorów. 

Jesteśmy w pewnym stopniu rozpoznawalni w USA, mamy wielu kibiców w Niemczech, a nasze mecze odwiedza nawet pokaźna grupa kibiców z Brazylii. Za naszą zachodnią granicą już nie raz widywaliśmy kibiców w naszych koszulkach – np. podczas meczu NFL w Monachium. Gdy chcieliśmy się z nimi przywitać, okazało się, że nie potrafią mówić po polsku. Tłumaczyli, że w ich mieście nie ma zespołu ELF, a śledząc NFL kibicują Carolina Panthers, dlatego zaczęli kibicować również nam. Zdecydowanie nie jest nadużyciem stwierdzenie, że mamy fanów w całej Europie.

Dlaczego warto Was śledzić w nadchodzącym sezonie?

Z tego względu, że zawsze potrafimy zaskoczyć i zawsze walczymy o mistrzostwo – bez względu na to, o której mówimy drużynie. Każdy nasz mecz zawsze jest świetnym widowiskiem w najlepszym europejskim wydaniu. Nasze działania nie ograniczają się jednak jedynie do mówienia o wynikach sportowych, bierzemy również udział w rozmaitych, interesujących akcjach i wspieramy ciekawe lokalne inicjatywy. Niedawno zaczęliśmy np. współpracować z PWR Racing Team – motorsportowym zespołem wrocławskich studentów, którzy będą ścigać się w USA, czy wraz z naszym sponsorem – firmą TIM Catering zaadoptowaliśmy panterę z wrocławskiego ZOO. Nieustannie dostarczamy w mediach społecznościowych wiele ciekawych treści o charakterze lifestyle’owym.

Udostępnij