Jagoda Janas: czuwam nad bezpieczeństwem zawodników [WYWIAD]

2 miesiące temu | 28.02.2024, 09:20
Jagoda Janas: czuwam nad bezpieczeństwem zawodników [WYWIAD]

Panthers Wrocław to nie tylko kilkudziesięciu graczy wraz z trenerami, ale także sztab medyczny. Do tego od wielu lat należy Jagoda Janas – lekarz klubowy wrocławskich „Panter”. Na czym polega jej rola w zespole? Z czym wiąże się praca w sztabie medycznym? I jakie sytuacje przydarzają się jej podczas pracy?

Filip Skalski: Z czym wiąże się praca lekarza klubowego?

Jagoda Janas:
Krótko mówiąc – czuwam nad bezpieczeństwem zawodników w trakcie spotkań, choć nie tylko. Oprócz tego zajmuję się także postępowaniem medycznym, np. leczeniem przeciwbólowym oraz pomagam naszym graczom radzić sobie z mniejszymi kontuzjami. Od momentu dołączenia przez Panthers do European League of Football na moich barkach spoczywa również dopuszczanie zawodników do gry. Każdy gracz przed sezonem musi przejść przez badania, na podstawie których oceniam, czy pod względem zdrowotnym może występować w lidze.

Czy zdarzały się sytuacje, w których nie dopuściłaś zawodnika do gry?


Przed sezonem nie, natomiast w trakcie sezonu niejednokrotnie byłam zmuszona wycofać gracza ze względu na kontuzję. To niestety zdarza się w naszym sporcie dość często. Wówczas zawodnik trafia na listę kontuzjowanych, czyli IR, na minimum trzy kolejki i po upływie tego czasu do mnie należy ponowna ocena i decyzja, czy może wrócić do gry – oczywiście jeśli jego stan zdrowia na to pozwala.

To odpowiedzialne zadanie – w ubiegłym sezonie taka sytuacja miała miejsce np. z Mattym Vitale. Czy konsultujesz się w takich przypadkach z trenerem?


Współpracuję zarówno ze sztabem medycznym, jak i trenerskim. Niektóre decyzje możemy podejmować razem, biorąc pod uwagę ryzyko wykluczenia istotnego zawodnika, natomiast zawsze przede wszystkim jest to moja decyzja i odpowiedzialność. Dlatego to ja narażam się na gniew danego gracza czy kibiców w związku z niedopuszczeniem do gry, ale zawsze muszę kierować się jego dobrem i zdrowiem.



Jak Twoja praca zmieniła się po dołączeniu do zespołu Artura Hnidy i Sebastiana Krupy?

Znacząco – zwłaszcza mając w pamięci nasze początki, kiedy to nie wyglądało jeszcze tak profesjonalnie jak teraz. W polskiej lidze takie aspekty jak dopuszczanie zawodników czy opieka nad nimi w trakcie meczów nigdy nie były w żaden sposób usankcjonowane. Nadal jesteśmy jedyną futbolową drużyną w Polsce, która posiada kogoś takiego, jak lekarz drużyny. Jednak jeszcze przed ELF byłam obecna na każdym meczu Panthers, ponieważ my sami zaczęliśmy to wprowadzać.

Aktualnie mamy całodobowo do dyspozycji fizjoterapeutów i posiadamy zaplecze w postaci doktora Sebastiana Krupy – to jest znacząca różnica. Wcześniej jeśli zawodnik dostawał kontuzji, np. podejrzenia uszkodzenia układu kostnego czy wstrząśnienia mózgu, ja samodzielnie zajmowałam się „ostrodyżurowym” badaniem, które miało na celu wykluczenie stanów ostrych. Jeśli zawodnik potrzebował dalszej rehabilitacji czy leczenia szpitalnego, to sytuacja była jednak bardziej skomplikowana. Jedna osoba nie jest w stanie zrobić wszystkiego, a teraz jeśli zawodnik wymaga rehabilitacji – jest w całości przejmowany przez Artura Hnidę, jeśli wymaga zabiegu operacyjnego lub kwalifikacji do niego – jest to decyzja Sebastiana Krupy. Pod tym kątem wykonaliśmy wielki krok naprzód. Taki system powinien funkcjonować w każdej drużynie.

Czym zajmujesz się w klubie poza sezonem?

Pracy jest oczywiście znacznie mniej. Mam dużo mniej do czynienia z zawodnikami – raczej tylko w przypadkach pilnie wymagających mojej oceny. Aktualnie to są rzeczy pozafutbolowe, bo treningi tak naprawdę dopiero się zaczynają. Znacznie więcej dzieje się w trakcie sezonu i tuż przed jego startem Wkrótce zaczniemy jednak przeprowadzać pierwsze badania.

Czy przez te wszystkie sezony przydarzyły Ci się sytuacje, które szczególnie zapadły Ci w pamięć?

Trudno mi takie wskazać. Pamiętam, że gdy graliśmy jeszcze w polskiej lidze, jeden z naszych rywali z Kraków Kings po zderzeniu z Ernestem Rogowiczem stracił przytomność. Zdarzały się tez bardzo nieprzyjemne kontuzje, które wymagały przewiezienia do szpitala, związane np. ze złamaniami. Pamiętam też wstrząs mózgu u Maxime’a Rouyera podczas meczu w Berlinie, gdy ten nie do końca wiedział, co się dzieje i chciał wracać na boisko, ale zabronili mu tego trenerzy. Dzięki Bogu nie pamiętam większych, groźniejszych sytuacji i na szczęście nigdy nie byłam potrzebna podczas meczu w roli kardiologa, a groźne sytuacje związane z układem krążenia zdarzały się nawet w NFL. Obecność kardiologa, którym jestem z wykształcenia, to jednak istotne zabezpieczenie dla zawodników. Dzięki temu, że mamy w zespole zarówno ortopedę, jak i kardiologa, zawodnicy są zabezpieczeni z każdej strony. Także moje doświadczenie w oddziale ratunkowym pozwala mi na dość wczesnym etapie wykryć sytuacje zagrażające życiu, posiadam też umiejętności, które mogą wówczas bardzo pomóc. Mówimy jednak o przypadkach niezwykle rzadkich.

Co daje największą satysfakcję klubowemu lekarzowi?

Nie ograniczam naszej współpracy do samego bycia lekarzem. Przede wszystkim uwielbiam futbol amerykański sam w sobie, ekscytuję się tym sportem i lubię go oglądać. Myślę, że głównie dlatego zdecydowałam się na tę pracę. To moje hobby i aktualnie nie wyobrażam sobie, abym mogła tego nie robić. Zależy mi na sukcesie drużyny i to daje mi największą satysfakcję.

Czego życzysz sobie w nadchodzącym sezonie?


Poza zdrowiem oczywiście życzę nam mistrzostwa European League of Football!

Udostępnij